niedziela, 30 czerwca 2013

ULUBIEŃCY CZERWCA

Wraz z końcem czerwca zazdroszczę wszystkim, dla których zaczynają się wakacje. Oj nie pogardziłabym dwoma miesiącami słodkiego lenistwa :).


Czerwiec zleciał mi bardzo szybko. W tym miesiącu tylko trzy produkty przychodzą mi na myśl w kategorii "ulubione" (no dobrze, może cztery, ale daruję wam pokazywanie po raz kolejny tuszu Essence Get Big Lashes - uwielbiam i chyba będę używać non stop aż się skończy).



Nivea Ujędrniający Żel-krem Antycellulitowy. Produkt obecny na rynku bardzo długo, ale w mojej łazience zawitał po raz pierwszy. Nie wiem czemu tak długo zwlekałam z zakupem tego kosmetyku, ponieważ polubiłam się z nim od pierwszego użycia. Przyjemnie pachnie, bardzo łatwo się rozprowadza i dobrze się wchłania. Jeszcze nie wiem, czy cokolwiek ujędrnia, dam znać jak poużywam dłużej.


Organique Body Fluffy Souflete - bardzo lekki balsam do ciała. Cudnie pachnie, świetnie nawilża. Pełna notka - klik klik.


Toni & Guy Casual Sea Salt Texturising Spray - sól morska w sprayu, produkt do stylizacji włosów. Możnaby porównać ten produkt do lakieru do włosów o delikatnym działaniu. Podoba mi się dlatego, że dodaje moim włosom objętości, ułatwia ich układanie, a przy tym nie skleja ani nie obciąża. Po potraktowaniu tym produktem włosy wyglądają bardzo naturalnie, są miłe w dotyku.

środa, 26 czerwca 2013

Zamówienie z Lawendowej Farmy

Lawendowa Farma kusiła mnie już od bardzo dawna. Kilka razy przymierzałam się do złożenia zamówienia, ale w końcu rezygnowałam z powodu... braku zdecydowania. Mówiło do mnie tyle rzeczy, że nie potrafiłam dokonać wyboru.
Nie mniej jednak w końcu nastąpił ten moment - dzielnie wrzuciłam do zamówienia tylko kilka produktów i czekałam na przesyłkę.
W moje rączki trafiły:


Dwa mini mydełka (Różowy Grejfrut, Kawa z Cynamonem)
2x 6zł

  

Dwa balsamy (Grejfrutowy i Kawa z Wanilią)
2x 11 zł


Cytrynowa Skórka (balsam do skórek wokół paznokci)
9 zł

Jeszcze nie testowałam, ale już mogę powiedzieć - te cudeńka pachną obłędnie! 

Miałyście może do czynienia z produktami z Lawendowej Farmy? Jeśli tak, to jak się u was sprawdziły?

niedziela, 23 czerwca 2013

TOPSHOP róż w kremie

Zapragnęłam różu do policzków w kremie. Z pomocą w wyborze przyszedł youtube, a konkretnie tutorial makijażowy (klik klik), w którym użyty był róż z Topshopu

Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kolorówką tej marki. Zwykle pomocny dział KWC na Wizażu kompletnie milczy w tym temacie (albo ja coś źle wpisuję w wyszukiwarkę...). Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, ale postanowiłam zaryzykować.

Jako że z pracy do Złotych Tarasów mam dosłownie rzut beretem, to z dotarciem do sklepu nie miałam problemu. Jak zapewnie wiecie Topshop to marka głównie odzieżowa, ale ma w swojej ofercie także obuwie, akcesoria i kosmetyki do makijażu, między innymi szeroką gamę kolorystyczną lakierów do paznokci.

Jeśli chodzi o cel mojej wyprawy, czyli róże w kremie, to wybór nie był zbyt duży, dostępnych było kilka odcieni. Ja zdecydowałam się na odcień Flush - bardzo dziewczęcy, intensywny róż, z odrobiną brzoskwiniowych tonów.


I tym sposobem w moje rączki trafiło bardzo przyjemnie dla oka pudełeczko. Kwadratowe, wykonane z czarnego, matowego kartonika, z rysunkiem produktu na wierzchu. Bardzo proste, ale ładne.


Sam produkt znajduje się w okrągłym opakowaniu z białego plastiku. Wieczko ozdobione jest czarnymi ciapkami. Nie wiem, czy mają one coś symbolizować, ale wyglądają zabawnie i sympatycznie. Pudełeczko  wykonane jest bardzo solidnie, otwiera się wygodnie. Pod spodem wieczka umieszczone jest całkiem porządne lusterko.


Kosmetyk zaskoczył mnie tym, jak bardzo jest napigmentowany. Kolor jaki uzyskujemy bezpośrednio po nałożeniu na skórę jest bardzo intensywny. Jest to produkt z rodzaju takich, którymi można zrobić sobie krzywdę, radzę nakładać bardzo niewielką ilość. Rozciera się łatwo, bardzo dobrze rozporowadza się na skórze i świetnie się w nią wtapia. Daje piękny efekt, cera wygląda zdrowo i promiennie.
Dodatkowo róż jest bardzo trwały, spokojnie wytrzymuje od rana do wieczora, mam wrażenie, że prawie wcale nie ściera się w ciągu dnia.


Mój odcień bardzo dobrze spisuje się zarówno na bladej jak i na lekko opalonej skórze. Myślę, że na bardziej opalonej również wyglądałby dobrze, odcień wydaje się raczej uniwersalny.
Kosmetyk jest praktycznie bezzapachowy.

Jestem z tego produktu bardzo zadowolona, tymbardziej, że to cudeńko kosztuje 35 zł. Uważam, że jak na tak urocze opakowanie i świetne efekty to nie jest to cena wygórowana.

Cena: 35 zł / 4g
Dostępność: sklepy Topshop

czwartek, 20 czerwca 2013

Kremy do twarzy BAIKAL HERBALS: Matujący na dzień i Nocny Detox

Zdałam sobie sprawę, że używam kremów Baikal Herbals już ponad trzy miesiące, więc najwyższy czas na podsumowanie moich wrażeń. Korzystam z kremu matującego na dzień oraz kremu Nocny Detox. W międzyczasie zdarzało mi się sięgać także po inne produkty, ale te rosyjskie specyfiki zdecydowanie dominowały w mojej pielęgnacji.


Kosmetyki przeznaczone są do skóry mieszanej i tłustej (czyli w sam raz dla mnie: mieszana w kierunku tłustej). Nie zawierają parabenów ani PEG, szczycą się za to zawartością organicznych, certyfikowanych składników.

Oba kremy znajdują się w bardzo podobnych pojemnikach z pompką, w każdym znajduje się 50 ml produktu. Może się wydawać, że to niedużo, ale jak już wspomniałam - używam regularnie ponad kwartał i jeszcze nie sięgnęły dna. Uważam, że są bardzo wydajne. Opakowania spisują się bez zarzutu poza jednym mankamentem - smukłe buteleczki nie są zbyt stabilne, łatwo się przewracają, więc w efekcie przechowuję je "na leżąco".


KREM MATUJĄCY NA DZIEŃ
W kwestii działania producent obiecuje bardzo wiele:  krem ma ograniczyć pracę gruczołów łojowych, ściągnąć pory, zapobiegać nadmiernemu natłuszczeniu skóry, likwidować podrażnienia i zaczerwienienia. Dzięki roślinnym składnikom aktywnym przywraca prawidłową równowagę skóry, zapewnia uczucie komfortu i nadaje jej zdrowy i zadbany wygląd. 


Oczywiście robiąc sobie nadzieje na podstawie takich obiecanych cudów można się gorzko rozczarować, dlatego ja puszczam mimo uszu wizje kreślone przez producenta.

Krem pachnie bardzo przyjemnie: dla mnie jest to połączenie nut ziołowych i kwiatowych. Zapach jest delikatny, niedrażniący.
Produkt jest biały, ma ultralekką konsystencję. Wchłania się bardzo dobrze i szybko.
Pierwsze uczucie po nałożeniu tego kremu na twarz to odczuwalne działanie nawilżające, krem dopieszcza skórę, powoduje, że czuję się naprawdę komfortowo.

Nie matuje, a wręcz przeciwnie - po aplikacji skóra zyskuje delikatny blask. Nie każdemu taki efekt odpowiada. Jeśli po zastosowaniu tego kremu nie nałożymy makijażu, to po prostu będziemy się błyszczeć.
Za to pod makijaż spisuje się fantastycznie - bardzo dobrze współpracuje zarówno z tradycyjnymi podkładami jak i z tymi mineralnymi. Makijaż utrzymuje się w dobrym stanie przez kilka godzin. Niemniej jednak nie można powiedzieć, żeby krem matujący Baikal Herbals przyczyniał się do przedłożonej trwałości makijażu. Myślę, że ten krem jest bardzo dobrym kompromisem pomiędzy działaniem pielęgnacyjnym i utrzymaniem problematycznej skóry w ryzach. Przyjemnie dba o skórę.

SKŁAD:
Aqua with infusions of: Jasminum Officinale Oil, Thymus Vulgaris Extract, Scutellaria Baicalensis Extract, Organic Calendula Officinalis Extract, Organic Melissa Officinalis Extract, Organic Thymus Vulgaris Extract; Cyclopentasiloxane, Tri C14-15 Alkyl Citrate, Dicaprylyl Ether, Glycerin, Glyceryl Stearate, Mica, Talc, Titanium Dioxide, Lauroyl Lysine, Poliglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Carbomer, Allantoin, Panthenol, Bisabolol, Parfum, Xantan Gum, Zn PCA, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid.


KREM NOCNY DETOX
Producent obiecuje, iż kosmetyk usuwa toksyny, głęboko nawilża, przywracając uczucie świeżości. Dzięki roślinnym składnikom aktywnym przywraca naturalną równowagę skóry, zapobiega tłustemu połyskowi, usuwa podrażnienia i zaczerwienienie, zapewnia uczucie komfortu i nadaje skórze zdrowy i zadbany wygląd.
 

Podobnie jak krem na dzień wersja na noc ma biały kolor, zwiewną konsystencję i lekki, przyjemny zapach.
Produkt wchłania się błyskawicznie i pozostawia skórę idealnie matową (czego nie potrafi rzekomo matujący krem na dzień). Jest to trochę zaskakujące, ponieważ byłam przyzwyczajona do bardziej bogatych, treściwych kremów na noc, które pozostawiają na skórze wyraźną warstwę.
 
W kwestii efektów przejdę od razu do sedna - Nocny Detox spisuje się naprawdę świetnie. Rano skóra nie błyszczy się i wygląda zdecydowanie lepiej. Nie wiem jak ten krem to robi, ale zawsze po jego aplikacji jestem zadowolona ze stanu mojej skóry. Oczywiście nie ma cudów, nie powoduje, że wypryski znikają a pory stają się niewidoczne, ale po prostu jest poprawa. Widzę, że moja cera reaguje na ten krem bardzo dobrze, uspokaja się, mniej się przetłuszcza, rzadziej funduje niespodzianki.

SKŁAD:
Aqua with infusions of: Swertia Baicalensis Extract, Bidens Tripartita Leaf Extract, Organic Malva Sylvestris Extract, Organic Camellia Sinensis Extract, Organic Calendula Officinalis Extract; Dicaprylyl Ether, Tri C14-15 Alkyl Citrate, Glycerin, Glyceryl Stearate, Kaolin, Cetearyl Alcohol, Poliglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Carbomer, Allantoin, Panthenol, Bisabolol, Zn PCA, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid.

 
Podsumowując: z obu kremów jestem bardzo zadowolona. Są naprawdę przyjemne w stosowaniu, troszczą się o moją cerę. Widzę, że jest lepiej.
 

Cena: 19,50 - 28 zł / 50 ml
Dostępność: sklepy internetowe

UWAGA: Gdyby ktoś był zainteresowany zakupem - polecam zestawienie cen i dostępności w poszczególnych sklepach przygotowane na blogu Meenthe (klik klik). Sprawdziłam przed chwilą - w sklepach Kalina i zielarnia24 ceny tych kremów Baikal Herbals nadal są poniżej 20 zł.


wtorek, 18 czerwca 2013

BIODERMA Sensibio Płyn micelarny

Płyn micelarny Sensibio z Biodermy - produkt tak popularny  że chyba każdy o nim słyszał. Dopóki go nie znałam, to myślałam, że mój dotychczasowy płyn do demakijażu oczu jest całkiem dobry. Obecnie uważam, że był beznadziejny. I trudno mi sobie wyobrazić zmywanie oka czymś innym, niż kultową Biodermą.


Kupuję zawsze w promocji 1+1 gratis. Rzekomo jest to oferta limitowana, ale od ponad roku  udaje mi się ją spotkać. Jeśli nie stacjonarnie, to w aptekach internetowych lub na allegro. Mimo promocji produkt i tak nie jest tani, ponieważ za taki podwójny zestaw trzeba zapłacić przeważnie około 45 zł. Tak, wiem, jest to sporo, ale nie martwcie się - jak już przełknęliśmy cenę to teraz będzie z górki.


 
Otrzymujemy dwa opakowania po 250 ml każde. Buteleczka w której znajduje się kosmetyk jest przezroczysta, dzięki czemu zawsze widać, ile produktu jeszcze zostało. Odmykane zamknięcie jest zabezpieczone płytką, którą odłamujemy przed pierwszym użyciem - gwarancja, że produkt był zamknięty i nietykany od czasu wyprodukowania, do momentu, kiedy trafił w nasze rączki. Samo zamknięcie jak i butelka są bardzo wygodne w użytkowaniu i nie sprawiają żadnych problemów.


Płyn jest przezroczysty. Ma bardzo delikatny, ledwo wyczuwalny zapach.
A działanie? Marzenie. Płyn aplikuję na wacik, przykładam do oka i trzymam przez chwilę. Delikatnie przecieram i większość makijażu schodzi. Lubię mocno wytuszowane rzęsy, więc przeważnie czynność należy powtórzyć. Po wszystkim oko jest absolutnie czyste. Żadnych smug, żadnej pandy. Ten płyn nigdy mnie nie podrażnił, nie spowodował żadnych zaczerwienień, uczuleń, czy mgły na oczach. Po prostu robi co ma robić. I za to go uwielbiam.


 
Biodermy używam tylko do demakijażu oka. Tak stosowana jedna buteleczka potrafi starczyć na dwa miesiące (niemniej jednak nie maluję się codziennie). Bardzo dobrze zmywa też makijaż twarzy, ale ja jakoś nie przepadam za takim zastosowaniem miceli.


Czy muszę jeszcze pisać, że polecam? Tylko uprzejmie ostrzegam - ten produkt stawia poprzeczkę bardzo wysoko, jak się już go pozna, to trudno się przerzucić na coś innego ;).

Cena: ok 45 zł / 2x250 ml
Dostępność: Hebe, SuperPharm, apteki stacjonarne i internetowe, allegro

niedziela, 16 czerwca 2013

KOLORY TĘCZY - TAG

TAG Kolory Tęczy - na czym polega? Zasady są bardzo proste: dla każdego koloru przyporządkowujemy kosmetyk który lubimy. Zabawa zainicjowana w polskiej wersji na blogu Iwetto - strasznie mi się spodobała, od razu miałam ochotę się przyłączyć.
No to jedziemy!


ŻÓŁTY - rozświetlacz Mary - Lou Manizer z firmy The Balm. Mam go stosunkowo niedługo, ale już skradł moje serce. Jest zamknięty w uroczym opakowaniu i daje piękny efekt na skórze - delikatny, złocisty blask. Pełna notka (klik klik).

 

POMARAŃCZOWY - Podkład Rimmel Wake Me Up - jedyny jak do tej pory podkład rozświetlający, który dobrze spisuje się na mojej mieszanej skórze. Bardzo dyskretnie rozświetla, nadaje skórze świeżości i bardzo dobrze się trzyma. Bije na głowę wiele wysoko półkowych propozycji.

 

CZERWONY - pod tym kolorem nie mogło być nic innego jak tylko moja ukochana pomadka Maybelline Colorsensational w odcieniu 540 Hollywood Red. Jest to kolor po prostu stworzony dla mnie, absolutnie idealnie pasuje do mojej bladej karnacji i ciemnych włosów. Piękny, klasyczny kolor. 

 

RÓŻOWY - chyba nikogo nie zdziwi, że dla tego koloru zaproponuję róż MAC Well-Dressed. Jeden z moich ulubionych, świetny odcień chłodnego różu. Polecam wszystkim bladolicym. Pełna notka (klik klik).

 

FIOLETOWY - maska Biovax do włosów ciemnych. Świetnie się spisuje, nadaj włosom miękkości i blasku, a przy tym ich nie obciąża. Gdybym jeszcze tylko potrafiła się zmobilizować do jej regularnego stosowania ;).

 

NIEBIESKI - Yoskine szafirowy peeling przeciwzmarszczkowy. Jest to obecnie mój ulubiony peeling. Zdziera bardzo, bardzo mocno, jest jak papier ścierny w kremie. Skórę pozostawia absolutnie gładką.

 

ZIELONY - dla tego koloru miałam aż nadmiar propozycji, trochę nie mogłam się zdecydować, ale ostatecznie uznałam, że moim najbardziej ulubionym kosmetykiem z tej kategorii jest SANOFLORE Emulsion Fraiche Anti - Imperfections. Nie spełnia mnóstwa obietnic, ale za to bardzo dobrze matuje skórę. Dodatkowo - naturalny skład potwierdzony certyfikatem Ecocert. Pełna notka (klik klik).


Do zabawy zapraszam każdego kto ma ochotę :)

piątek, 14 czerwca 2013

THE BODY SHOP Nutriganics żel do mycia twarzy

Poszukuję idealnego produktu do mycia twarzy. Lubię przynajmniej raz dziennie umyć twarz w tradycyjny sposób - z użyciem wody. Jest to część mojego popołudniowego rytuału - kiedy już wrócę do domu po pracy i ewentualnych innych atrakcjach to odczuwam potrzebę dokładnego oczyszczenia skóry.
Zależy mi przede wszystkim na tym, żeby kosmetyk nie wysuszał, nie znoszę uczucia ściągniętej, przesuszonej skóry. Jakiś czas temu spotkałam w The Body Shop produkt Nutriganics softening cleansing gel oil i postanowiłam dać mu szansę.
 

Według producenta jest to zmiękczający, lekki żel do mycia twarzy. Zmienia się w olejek kiedy zostanie wmasowany w suchą skórę, usuwa zanieczyszczenia i makijaż, w tym wodoodporny makijaż oczu, nie wysusza skóry.
Brzmii zachęcająco, prawda?
Co więcej producent zapewnia, że 99% składników ma naturalne pochodzenie, a 45% pochodzi z organicznych upraw (między innymi organiczny olejek babassu). Obietnice nie bez pokrycia - kosmetyk posiada certyfikat ECOCERT.

 
Dodatkowo z przodu opakowania znajduje się napis "first signs of aging". Jakoś nie potrafię się przekonać, że produkt do mycia twarzy mógłby mieć cokolwiek wspólnego ze starzeniem, ale nie będę w to wnikać.


Opakowanie - plastikowa, miękka tubka, zaopatrzona w odmykane zamknięcie. Nic odkrywczego, ale produkt jest łatwo wydobyć, jest całkiem wygodny w użytkowaniu.
Zapach - bardzo lekki, przyjemy.
Kosmetyk ma postać białego żelu, który po kontakcie ze skórą staje się bezbarwny. W trakcie mycia rzeczywiście ma się wrażenie, że skóra jest myta olejkiem. Konsystencja jest bardzo delikatna, produkt jest miły dla skóry, nie wyrządza najmniejszej krzywdy. Nie mniej jednak nie do końca mi ta "oleista" formuła odpowiada, może jest to kwesta przyzwyczajenia do bardziej tradycyjnych żeli.

 
Produkt zmywa makijaż, chociaż miałam wrażenie, że nie do końca dokładnie. Nie czułam się komfortowo stosując ten kosmetyk jako jedyny etap oczyszczania, wolałam najpierw zmyć makijaż mleczkiem. Nie jest to dla mnie problem, wręcz ostatnimi czasy coraz bardziej polubiłam się z mleczkami do demakijażu. Ale o tym innym razem.
Ogromy plus tego żelu to fakt, że nie wysusza skóry. Pod tym względem w pełni spełnia moje oczekiwania.


Produkt starczył mi na około 3-4 tygodnie codziennego stosowania, uważam że jest to standardowa wydajność jak na 100 ml. Cena 39 zł na miesiąc - jak dla mnie trochę za drogo, ale sytuację ratuje naturalny skład.
Produkt stosowało się całkiem przyjemnie, ale mnie nie zachwycił.
Ideału szukam dalej.

Cena: 39 zł / 100 ml
Dostępność: sklepy The Body Shop


czwartek, 13 czerwca 2013

FERITY Style Pen - zmywacz do paznokci w płatkach

Pachnący zmywacz do paznokci w płatkach, producent - Ferity. Nowość dostępna w drogeriach Hebe. Nie wiem co mnie podkusiło do nabycia tego wynalazku, ale skoro już nabyłam i przetestowałam, to postanowiłam się z Wami podzielić wrażeniami.


Opakowanie - okrągłe, plastikowe pudełeczko ze zdjęciem pomarańczy na wieczku. Niewielkie i bardzo lekkie. Łatwo się odkręca i łatwo się zakręca, mogłyby być poręczne w podróży. W środku znajdują się 32 płatki nasączone zmywaczem do paznokci.Według producenta pachną owocowo. No cóż, od biedy mogłabym się zgodzić, że jest to zapach owocowy, trochę jakby pomarańczowy aromat do ciasta. W każdym bądź razie jak na zmywacz do paznokci to trzeba mu przyznać, że pachnie nieźle.


Płatki są bardzo cienkie, praktycznie jak bibułka. Wydajność jest słaba, ponieważ jeden płatek starcza na zmycie jednego paznokcia, jak by się bardzo uprzeć, to może dwóch. Nie trudno policzyć, że takie pudełeczko nie starczy nam na zbyt wiele użyć. Jest to największa wada tego kosmetyku.


Płatki dobrze radzą sobie ze zmywaniem lakieru. Muszę przyznać, że było to dla mnie pewne zaskoczenie. Trzeba jednak nadmienić, że o ile sam lakier schodzi ładnie i szybko, o tyle lakier przykryty top coatem zmywa się już bardziej opornie, ale ostatecznie również schodzi. Dodatkowym plusem jest fakt, że substancja, którą nasączone są płatki, jest jakby tłusta, dzięki czemu w ogóle nie wysusza paznokci.


Podsumowując - nie kupię ponownie. Płatki spisują się całkiem dobrze, ale są mało wydajne.

Cena: 4,99 zł
Dostępność: drogerie Hebe

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Ten zapach za mną chodzi: CK One Summer

Poznaliśmy się dwa tygodnie temu i od tej pory jesteśmy nierozłączni: CK One Summer i ja.
Jest to pierwszy w moim życiu zapach z kategorii unisex i początkowo miałam co do niego wątpliwości. Wydaje się atrakcyjny, ale czy to się sprawdzi na dłuższą metę?
 
 
Przy pierwszym wdechu zapach jest raczej męski, ale jednocześnie świeży, rześki, cytrusowy. Rozwija się za to w zapach bardziej kobiecy, delikatny, nadal świeży, ale też otulający.
Kupiony pod wpływem impulsu, w aurze lekkiej niepewności, szybko skradł moje serce. Obecnie jestem od niego kompletnie uzależniona i nie oglądam się za żadnym innym ;).


100 ml w cenie 129,00 zł można nabyć w SuperPharmie.
(Z tego co się orientuję jest to wersja 2012)

Swoją drogą - pamiętacie jeszcze reklamę Hattrick? :)


sobota, 8 czerwca 2013

Nutka przyjemności: ORGANIQUE Fresh'n'Fruity Body Fluffy Souflete

Bardzo się ucieszyłam, kiedy pod choinką znalazłam kilka kosmetyków firmy Organique. Tak, proszę nie przecierać oczu, dzisiaj będzie o produkcie który dostałam na Gwiazdkę. Było to już parę ładnych miesięcy temu, ale tak się złożyło, że po dostany od Mikołaja Puszysty Suflet do ciała sięgnęłam dopiero niedawno.


Posiadam wersję papaja + ananas. Apetyczne zdjęcia tychże owoców zdobią wieczko słoika, w którym znajduje się produkt. Opakowanie jest okrągłe, ma sporą średnicę, ale jest za to niewysokie. Wykonane jest z plastiku, ale prezentuje się całkiem porządnie. Design opakowania jest prosty, ale podoba mi się. Cieszy oko i jest wygodny w użytkowaniu.
W środku znajduje się dość standardowa ilość produktu - 200 ml.

 
Po zdjęciu wieczka naszym oczom ukazuje się radosny widok: balsam w waniliowym kolorze upstrzony pomarańczowymi kropkami. Po prostu uroczo. Pachnie przyjemnie - owocowo, świeżo, ale też trochę chemicznie. Nie wiem co jest w tym zapachu, ale bardzo go lubię.


Konsystencja to jeden z największych atutów tego cudeńka. Jest niesamowicie lekka, puszysta, delikatna. Trochę jakby żelowa, trochę jakby pianka, budzi skojarzenia z ptasim mleczkiem. Balsam bardzo przyjemnie rozprowadza się na skórze. Wchłania się całkowicie i robi to dosyć szybko, dzięki czemu aplikacja jest po prostu bezbłędna.


Po aplikacji skóra jest bardzo miła w dotyku, jedwabista. Puszysty suflet ma wyraźnie działanie nawilżające, nałożony na suchą skórę daje odczuwalną ulgę. Od początku miałam wrażenie, że  się z tym kosmetykiem polubię i było to wrażenie jak najbardziej słuszne. Używanie tego produktu to prawdziwa przyjemność.


Podsumowując - bardzo miły prezent, dziękuję drogi św. Mikołaju!

Cena: ??? (prezent)
Dostępność: sklepy Organique

środa, 5 czerwca 2013

PROJEKT DENKO po raz pierwszy

Pierwsza odsłona Projektu Denko na moim blogu - jak widać dość długo zbierałam się do inauguracji tej serii. Na koniec kwietnia wydawało mi się, że mam za mało zużyć do pokazania - poczekam jeszcze miesiąc. Nastąpił koniec maja i pustych opakowań nadal nie ma jakoś specjalnie dużo. Powiem szczerze, że jestem trochę rozczarowana moimi postępami na polu zużywania, ale mam co nieco na swoje usprawiedliwienie. Po pierwsze nie udało mi się zachować wszystkich opakowań, cześć została nieopatrznie wyrzucona. Po drugie mam kilka rzeczy dosłownie na wykończeniu, więc w czerwcu powinnam mieć się czym pochwalić.A po trzecie to trzeba się wziąć za wykańczanie napoczętych produktów na poważnie  i to jest plan na czerwiec ;).
Kiedyś spotkałam się z idę Projektu Denko w wersji, którą nazywam sobie prywatnie klasycznym Projektem Denko. W tej wersji podejście mamy rygorystyczne - nie kupię nowego produktu z danego rodzaju, dopóki nie zużyję wszystkiego, co już mam. Bardzo mi się taki pomysł spodobał, ale wiadomo jak to wychodzi w praktyce - mam silną wolę, tylko że słabą. Promocje naokoło kuszą i żal nie zrobić chociaż maleńkich zapasów. Ponadto przecież można chcieć wykończyć zalegające zapasy i jednocześnie mieć ochotę na nowe zakupy, prawda? To jest po prostu tak jakby obok.

Po tym historycznie przydługim wstępie pora przejść do rzeczy. Prezentowane zużycia dotyczą mniej więcej okresu od początku istnienia bloga, czyli kwiecień, maj i kawałek marca.


Toniki, czyli produkty, które zużywam w ilościach hurtowych. Dwie sztuki bezalkoholowego od Uroda Melisa, ostatnio mój ulubieniec. Pełna notka - klik klik.

Yves Rocher Hydra Vegetal tonik nawilżający - spisywał się całkiem dobrze, krzywdy żadnej mi nie uczynił, ale z bliżej nie znanych mi powodów jakoś nie przypadł mi do gustu. Nie potrafię powiedzieć co mi w nim przeszkadza, ale wiem, że nie mam ochoty do niego wracać. Taka moja fanaberia.


Płyn micelarny Bioderma Sensibio - czyli kosmetyk znany już chyba wszem i wobec, nawet za siedmioma górami i za siedmioma lasami. Niestety bardzo go lubię, świetnie się spisuje do demakijażu oczu. Niestety, bo drogi jest gagatek, ale przynajmniej starcza na długo. 

Lekki krem do twarzy Bioderma Hydrabio Legere - bardzo przyjemny kremik, pełna notka - klik klik.

STIEFEL Physiogel żel myjący do twarzy - bardzo delikatny, byłam z niego całkiem zadowolona. Pełna notka - klik klik.


Balsma do ciała Neutrogeny - na zdjęciu jeden, de facto zużyłam dwa i jestem w trakcie trzeciego. Lubię balsamy tej firmy, wracam do nich od dawna. Świetnie się u mnie spisują. Pełna notka - klik klik.

Tołpa Dermo Cellulite drenujący koncentrat antycellulitowy - miałam wrażenie, że działa. Po zużyciu widocznej na zdjęciu miniaturki z Glossy Boxa kupiłam pełne opakowanie... które obecnie leży odłogiem, razem z moim planem ćwiczeń i diety w celu schudnięcia kilku kilogramów.


Nivea żel pod prysznic Sunny Melon - bardzo przyjemny produkt, milutko się go używało. Przyznaję bez bicia, że nie zuzywam ogromnych ilości żeli pod prysznic, ponieważ często sięgam po różnego rodzaju mydła, a trudno jest pokazać zużyte mydło ;)

Szampo do włosów Organique Anti-Age - bossski zapach, działanie słabe. Pełna notka - klik klik.


John Frieda Brilliant Brunette: szampon i odżywka do włosów. Notka pojawiła się niedawno, chociaż używałam tych produktów na przełomie kwietnia i maja. Szampon mnie zachwycił, odżywka trochę mniej.


Dwa kremy do stóp: jeden spod znaku Scholl i jeden od Neutrogeny. Od dawna jestem fanką produktów marki Scholl, zawsze byłam z nich zadowolona, ale ten konkretny egzemplarz nie spisał się za dobrze. Co to dużo mówić - w porównaniu z Neutrogeną wypadł słabo. Zakładam, że to wyjątek od reguły. Pełna notka - klik klik.


Dezodorant Garnier Mineral - lubię, sięgam po nie często.

I na koniec zmywacz do paznokci Sensique - nie spodobał mi się, odniosłam wrażenie, że strasznie wysuszał mi płytkę paznokcia.


To by było na tyle :).